Jakie wakacje są lepsze: w zatłoczonym kurorcie, czy na łonie natury? Gdybym miał wypoczywać wybrałbym to drugie. Dlatego nasze nogi stanęły w greckim miasteczku Kokkino Nero.
Minęło wiele lat od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu, bardzo miło zaskoczyły mnie zmiany, jakie tu zastałem. Bardzo mocno rozbudowała się infrastruktura przy plaży, powstała dobra imprezownia King Size, nowe beach bary, które tak bardzo kocham i poprawił się standard hotelowy.
Totalny relaks i odbudowa sił.
Kokkino Nero to mekka spokoju, życie tu toczy się w swoim wolnym tempie, można spędzać czas na plaży leżąc wczytany w książkę lub w tawernie popijając uzo czy też inne boskie trunki. Można też oddać się nocnemu szaleństwu w klubie, który zamyka wschodzące, o świcie, słońce.

Spędziłem tak kilka dni, po prostu odpoczywając, wszystkie zmartwienia zostały gdzieś daleko, nawet drobny incydent na motocyklu, który do końca podróży, pokrzyżował moje biegowe, międzynarodowe, plany, był niczym w porównaniu z siłą regeneracji tego miejsca. Ciekawostką jest, że w miejscowości płynie źródełko bogate w żelazo, które dzięki swoim leczniczym właściwością, wpływa pozytywnie na nasz organizm.



Czy można mieszkać w Kokkino Nero?
Jedynym minusem jakim mogę obarczyć, to malownicze miejsce, to rutyna, która prędzej czy później się pojawia. Trudno było by mi tutaj mieszkać, dłużej niż 9 dni. Jednak jest to miejsce do którego bardzo chętnie się wraca, te same greckie twarze i wszechobecny język polski… Tutaj wielu greków mówi w naszym rodzinnym języku, także na barierę językową ciężko narzekać.





Po kilku dniach w urokliwym Kokkino Nero ruszyliśmy w kierunku Albanii, po drodze jednak zahaczając, o najpiękniejsze miejsce, jakie ostatnio widziałem…